Deklaracja dostępności
Ewa Hatała - kategoria dorośli - proza - III nagroda
Obiad Siedzieli wszyscy przy stole misternie krojąc te swoje kotlety mielone. Co chwilę miarowe stukanie noża o talerz, czyjeś kaszlnięcie, albo prośba żeby podać surówkę. Każdy w głowie układał sobie plan tego, co ze sobą pocznie, gdy już upora się z niedzielnym posiłkiem. Niestety, żaden z domowników nie zdawał sobie sprawy, że owe plany będą musiały wkrótce ulec poważnej modyfikacji, gdyż Głowa Rodziny powziął decyzję brutalnie zaznaczyć się podczas tego pozornie niewinnego obiadu. - Postanowiłem, że zostanę piosenkarzem- powiedział spokojnie. Rodzina spojrzała na niego przestraszona, bynajmniej nie dlatego, że treść ostatniego obwieszczenia ich przeraziła. Tak pogrążeni byli w swych myślach, że głos, nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia wydobyty z gardzieli człowieka, stał się dla nich powodem małej traumy. Zdoławszy jednak uporać się z tym brutalnym pogwałceniem ciszy, skupili się na sensie informacji. Popatrzyli na Głowę Rodziny z małym zaskoczeniem, aby zaraz potem, jak gdyby nigdy nic, powrócić do konsumpcji. Córka uśmiechnęła się pod nosem, Syn Starszy też nie mógł odmówić sobie tej przyjemności. -Mówiłem poważnie – dodał Głowa Rodziny wyraźnie zaniepokojony brakiem reakcji ze strony domowników. Odłożył sztućce, oparł głowę o swe duże, spracowane dłonie i czekał cierpliwie na komunikat zwrotny. -Myślę, że powinieneś trochę mniej pić – odrzekła Szyja Rodziny, ale przed tym musiała odchrząknąć, gdyż głos długo nieużywany, zatraca swoją dźwięczność. Głowa Rodziny wyglądał na strapionego i taki rzeczywiście był. Myśl dojrzewająca w głowie od paru lat, później starannie pielęgnowana i wygłaskana, wreszcie ujrzała światło dzienne. Owe światło było jednak brutalne, a mężczyzna poczuł się jakby po rocznym pobycie w ciemni, ktoś zaświecił mu latarką w oczy. -Myślałem, że alkoholizm ojca jest tematem, który chowamy pod dywan i udajemy, że go tam wcale nie ma – zagaił sympatycznie Syn Młodszy. Szyja Rodziny obrzuciła chłopca gniewnym spojrzeniem. Żywiła nadzieję, że wydany na świat w ogromnym bólu, że przynajmniej on – trzeci potomek, zachowa uroczą naiwność i słodkość chociaż do dwunastego roku życia. Miał niespełna osiem, a już stał się męską wersją podlotka, przemądrzałym bachorkiem, który posiada oczy, uszy i wie jak z nich korzystać. Głowa Rodziny nie czuł się komfortowo w sytuacji, gdy domownicy zamiast skupić się na wygłoszonej informacji, roztrząsają kwestie drugorzędne, takie jak domniemany alkoholizm (wolał to określać jako chwilowe, dekadenckie odpływy artystyczne). Mężczyzna czytał wiele poradników dotyczących bycia dobrym, świadomym rodzicem i w żadnym z nich nie znalazł informacji jakoby kpiny z ojcowskich alkoholowych ekscesów, budowały autorytet Żywiciela. Zasmucił się przez to na chwilę, ale świadom przymusu uświadomienia rodziny o swoich planach, nie pozwolił, aby to uczucie trwało chociażby odrobinę dłużej. Po raz kolejny więc, wdarł się w tę ciszę złożoną z nic nie mówienia i odgłosów widelców stukających o talerze, a także sporadycznie- dźwięku ust przylepiających się do szklanek. -Ale ja wcale nie żartuję i nie muszę pić mniej. Jutro wyjeżdżam do stolicy na casting na wokalistę zespołu. A jak się nawet ten jutrzejszy nie uda, to zostanę tam i będę chodził na inne, albo śpiewał w barach. Rodzina nie była jednomyślna w reakcjach. Szyja Rodziny miała pełną świadomość braku poczucia humoru męża – każde, dosłownie każde jego słowo było prawdą ogołoconą z choćby cienia dowcipu. Miała jednak cichą nadzieję, że te dziwne rewelacje to nikczemna sprawka alkoholu. Niestety, przypomniała sobie, że już od trzech dni nie poczuła zapachu żadnego z wysokoprocentowych trunków, który wcześniej zalotnie unosił się od jej męża. Cicha woda – myślała gniewnie. Taka cicha woda. Iskierka szaleństwa tliła się w oczach Głowy Rodziny. Być może jednak nie było to szaleństwo, a dawno niespotykana pewność. Nikt nie mógł już mieć wątpliwości, że oto mężczyzna zrobi to co zamierzył. Członkom rodziny przeszło przez myśl, że oto konwencja wymaga, aby coś powiedzieć. Jakby się temu jednak nie przypatrzeć- nie odczuwali ku temu większej potrzeby. Córka pomyślała, że ojciec w końcu oszalał, co według niej było jedynie kwestią czasu. Ta refleksja nie wywoływała u niej przesadnych emocji. Pochłonięta była bowiem podejmowaniem decyzji w sprawie przyszłotygodniowej randki – iść, czy nie iść? Syn Młodszy natomiast, wbrew przewidywaniom matki, zostawił w sobie trochę dziecinnej naiwności, gdyż rozmarzony pomyślał, jakby to było miło mieć znanego ojca piosenkarza. Widział siebie, dumnego ośmiolatka na okładkach kolorowych pism, jako dziecko TEGO ojca. Syn Starszy za to, rozważał jak wytłumaczy swojej narzeczonej fakt, że własny ojciec zostawia wszystko i rusza, szukać sławy. Myślał gorączkowo na ile silna jest miłość jego wybranki i na ile ślepa, aby mogła zignorować teorię dziedziczenia pewnych cech osobowości po rodzicach. -Widzę, że nie wpieracie mnie w mojej decyzji – trudno, jakoś sobie poradzę. Mężczyzna wstał i w towarzystwie spojrzeń członków rodziny, wbitych w jego postać, odszedł od stołu. Zostawił domowników na pastwę tej przerażającej ciszy, a także dziejącego się w tym samym czasie hałasu w ich głowach. Hałasu nie formowali w żaden komunikat werbalny, gdyż nikt nie wiedział jak ma to zrobić. Poczuli się dziwnie strapieni. Wraz z odejściem Głowy Rodziny od stołu, uświadomili sobie, że oprócz pewnych problemów jakie niesie ze sobą niespodziewana decyzja ojca i męża, stało się coś jeszcze gorszego. Rutyna odeszła razem z głównym bohaterem tamtych niedzielnych wydarzeń. Rutyna- matka miłościwie panująca, czysty spokój i porządek, nagle zostawiła ich, małe dzieci błądzące gdzieś pomiędzy niewiadomo czym, a niewiadomo czym. Co mają robić, jak się zachować? Kto ustala normy skoro odchodzi Rutyna? Szyja Rodziny pierwsza otrząsnęła się z letargu. Jako ewidentnie matka, musiała rozpocząć akcję przywracania spokoju i równowagi w domu. Trochę niepewnie i nieśmiało udała się za swym mężem do ich sypialni. Poczuła się tak, jakby dopiero wprowadziła się do mieszkania, a Głowa Rodziny był jeszcze na wpół jej znanym mężczyzną- niewiadomą w roli męża. Gdzież się podział ten Dom, słodki, ale i śmiertelnie nudny azyl? Zastała go z walizką w dłoni, gotowego do wyjścia z domu. -Ale jak to, już idziesz? Gdzie idziesz? Ale jak…- pytała Szyja Rodziny rozgorączkowana. -Jadę – odpowiedział spokojnie. – Chciałem jechać dopiero rano, ale uświadomiłem sobie, że nietaktem byłoby z mojej strony zostawać tu do jutra. -Ale przecież nie ćwiczyłeś śpiewania od liceum… nie ćwiczyłeś, nie umiesz już… Głowa Rodziny uśmiechnął się pobłażliwie. -Umiem, nie umiem – to się dopiero okaże wszystko. Bo kiedy ma się okazywać, po mojej śmierci? I wyszedł. Zostawiając Szyję Rodziny samą w sypialni z potwornym wrażeniem, że oto coś się naprawdę zmieniło.