Deklaracja dostępności
Paweł Podlipniak - kategoria dorośli - poezja - III nagroda
Anizotropia gdy dziewczyna vermeera gubi w łóżku perłę, cały świat się zaciska jak jej mleczne uda, chyba z żalu, że taka uroczysta chwila przytrafia się raz w życiu. potem tylko proza i sól życia sypana na weselny obrus - ślad po nieznanych gościach bełkoczących gorzko. holenderskie koronki, które na niej porwał, włoskie lody, francuska miłość, to ostatnie ślady po wielkim świecie. resztę zgubi w drodze na lotnisko - z tarasu coraz starsi chłopcy machają chusteczkami, a pasy startowe puchną od dżambo dżetów wpiętych w chętny beton. pozostaje nadzieja, że kolejny vermeer rozwiesi dla niej płótno i może uwieczni moment, kiedy bezwstydna jędrność ud uwalnia nową perłę. będzie prawie czarna na tle cyfrowych matryc, jak kropla szaleństwa, która przydaje blasku nawet zgasłym świecom. Nil na dwie kreski. Ka śpi a faraon śpi w trzcinach. kiedy przechodzimy, przygarnia mocno torbę pełną zmiętych puszek, uśmiecha się strachliwie, zastyga, zanika. jego nil to dwie kreski na mapie butelki, wydrapane paznokciem dla równych rachunków, i trudno go przepłynąć, znacznie łatwiej przepić. strupy, blizny na twarzy jak strzępki kroniki upadków, powstań, bitew lub zwykłych porażek, częstszych i boleśniejszych niż może znieść skóra krokodyla czy bycza (człowiek zniesie więcej). śni więc w trzcinach o rzece puszkami płynącej, blaszanych żniwach, zgiętych rogach obfitości. za pierwszą kataraktą zaćma i karton pod mostem HOWRU [List prokonsula] oprócz tego, że mieszkam w Polsce – czuję się dobrze. postanowiłem nie otwierać okien i oczu, zaszyć pod skórą tani psi czip, mniej pić i zjadać więcej warzyw, płacić abonament, uwierzyć w reklamy – to nie wymaga ani odwagi, ani pogardy. postanowiłem na razie nie odcinać uszu, bo i tak powiedzą, że małpuję mistrza z Arles. a szkoda – cisza uczyniłaby to miejsce o wiele znośniejszym, zwłaszcza w sytuacji, gdy każdy obywatel ma jedyną rację. będę udawał zainteresowanie ich historią, złożoną głównie z przegranych wojen, pełną cierpienia za grzechy rozsądniejszych nacji. zachwycę się budową wspólnego domu na fundamencie z drewna, na którym kiedyś zawisł człowiek. postanowiłem jednak podawać rękę na powitanie, choć wciąż obawiam się, by jej nie odgryźli. gdy wymawiają moje imię, szybko spuszczam oczy i biję brawo – najgłośniej jak umiem. postanowiłem więcej nie wychodzić z domu, jutro poczytam Tacyta. z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja.