Deklaracja dostępności
Olga Wojczyńska - kategoria młodzież - proza - wyróżnienie
Ona jest ze snu Mieszkanie rodziców na Muranowie nigdy nie było moim domem. Może to przez fakt, że tam tylko "bywałam", a nie mieszkałam; może przez to, że zawsze domem dla mnie było mieszkanie prababci, znajdujące się w innej części Śródmieścia. U niej miałam wszystko, począwszy od sycących śniadanek przed wyjściem do szkoły, poprzez ulubione zabawki, a na godzinnych rozmowach z nią kończąc. Teraz, w przerwach między piątym rokiem studiów prawniczych a praktykami w kancelarii, odwiedzałam prababcię rzadziej, lecz kiedy się tylko spotkałyśmy, nie mogłam się z nią nagadać. Zbliżała się Wigilia. Co prawda pierwsze ozdoby świąteczne pojawiały się w witrynach sklepowych już na początku listopada, a wielka choinka na Placu Zamkowym była ubrana od pierwszych dni grudnia, ja zawsze bliżej samych świąt wyczuwałam ich atmosferę. W przeddzień świąt zamierzałam ukończyć ostateczne przygotowania do wigilii Bożego Narodzenia. Idąc przez Plac Zamkowy poczułam wibracje w kieszeni płaszcza. Na wyświetlaczu zobaczyłam: „Filip”. - Słucham? – powiedziałam i lekko odkaszlnęłam. - Maria, czy możemy się spotkać? Jestem w pijalni czekolady na Szpitalnej. - Mam się wracać?- mój głos zabrzmiał dość ostro.- Chyba cię popieprzyło…- dodałam szeptem. - Maria, jak ty się wyrażasz! - z kolei w jego głosie nie było dostrzegalnej nuty kpiny wymieszanej z dozą humoru, nie brzmiał jak zawsze. - Nie jesteś moim ojcem. Będę za dziesięć…- zawahałam się.- Nie, nie. Za dwanaście minut. Rozłączyłam się zdenerwowana, nie chciałam ani z nim rozmawiać, ani się z nim spotykać, choć obiecałam. Stukając obcasami, na których ledwo chodziłam, doszłam do mojego wysłużonego Citroena, zaparkowanego nieopodal Pomnika Małego Powstańca. Wyjechałam szybko na Kilińskiego, później kierując się Długą w końcu dotarłam na najbardziej „reprezentacyjną” ulicę stolicy - Marszałkowską. Pieprzone korki, moje dwanaście minut piorun strzelił… Gdy tylko światła uliczne zdążyły się pozmieniać, ja już gnałam, aby jak najszybciej dojechać na Szpitalną. Filip nienawidził spóźnialskich. Choć byliśmy tak od siebie różni, udawało nam się być całkiem dobraną parą. Czasem jednak zastanawiałam się, czy to nie przyzwyczajenie dawało o sobie znać… Pogrążona w rozmyślaniach ledwo zauważyłam, że dotarłam na Szpitalną. Szukając wolnego miejsca parkingowego, klęłam w myślach. Filip nigdy nie był… taki. Nigdy nie prosił o spotkanie nieumówione wcześniej, niezapisane w jego skórzanym kalendarzu! Kiedy udało mi się zmieścić moje małe autko na parkingu niedaleko pijalni, byłam już lekko zdenerwowana. Cholera… Co się stało? - Cześć, kochanie - gdy weszłam do kawiarenki, od razu zauważyłam narzeczonego. Miał tępą minę, którą najwyraźniej chciał coś wyrazić, lecz chyba nie wiedział jak. - Coś się stało?- siadłam na wiktoriańskim krzesełku naprzeciwko niego. W głośnikach słychać było przytłumione „Last Christmas”. Jeszcze tego brakowało. - Słuchaj, Maria, ja…- zaczął niepewnie Filip.- Chciałem ci powiedzieć… - Wyduś to z siebie, do cholery! - drżącą ręką sięgnęłam do torebki, namacałam szybko paczkę papierosów i zapalniczkę. Cholerne Chesterfieldy, jeden z wielu moich nałogów. - Nie pal przy mnie. – Filip starał się okazać opanowanie, jednak najchętniej pewnie wydarłby się na mnie na środku kawiarni. - Nie bądź porcelanowy, Kornacki- zaciągnęłam się papierosem i perfidnie wypuściłam cały dym na niego, uśmiechając się szyderczo. Jaka byłam okropna… Jak nigdy. - Maria, poznałem kogoś.- Zakrztusiłam się dymem, który przenikał głęboko w moje płuca. Na chwilkę akcja mojego serca zatrzymała się a oczy skierowały się automatycznie prosto na niego. - Coś ty powiedział?- Zjadałam go wzrokiem. - Maria, ja… Posłuchaj, nie zrozum mnie źle, ale… - Filip, do jasnej cholery! Co to ma znaczyć? Jesteśmy ze sobą dwa lata, a ty nagle, dzień przed wigilią, wypieprzasz mi z jakąś laską? Kto to jest? Gośka, ta od ciebie z wydziału? Już zaszła?- byłam wredna, chamska, ordynarna, ale tak zdenerwowana, że aż mówiłam szeptem. - Marysiu, to jest… To jest „on”. „Jasna cholera, ja zaraz zemdleję. Czy on chce mi powiedzieć, że jest… Gejem?! Przez dwa lata spotykałam się z gejem?!” Wypuściłam głęboko powietrze, prawie gasząc świeczkę, która nas dzieliła. - Filip… Wyjdź stąd. Już. Nie chcę cię więcej widzieć, a to - ściągnęłam złoty pierścionek z małym szmaragdem z palca - możesz sobie dać swojemu facecikowi! Posłuchał mnie; nie próbował nic wyjaśniać, tłumaczyć, po prostu wyszedł regulując rachunek za swoją niedopitą czekoladę. Gdy usłyszałam charakterystyczny dzwoneczek oznajmiający, że Filipa nie ma już w pijalni, ukryłam twarz w dłoniach i mocno zaszlochałam. Niewiele obchodziło mnie to, że połowa kawiarni patrzy się w kierunku mojego stolika a barman z kelnerką zapewne chichoczą snując domysły na mój temat. Nie wiem, ile czasu minęło zanim sięgnęłam po drugiego papierosa; znów ten sam rytm: paczka- papieros - zapalniczka - wdech. Pomiędzy palcami prawej ręki trzymałam fajkę, lewą natomiast przykryłam podpuchnięte oczy. - Może chusteczkę? - Usłyszałam po chwili i popatrzyłam znad bukieciku róż stojących tuż obok mojej twarzy, a którego wcześniej w ogóle nie zauważyłam. - Posłuchaj, jeśli chcesz mnie pocieszać, to błagam, nie trudź się!- Byłam oschła i zimna, a ten chłopak nawet się tym nie przejął. A wręcz przeciwnie - wzruszył tylko ramionami i powiedział: - Ja tylko proponowałem chusteczkę. - Już miał odchodzić, gdy ja odwarknęłam: - Siadaj. Ja cię skądś znam. - A ja cię znam, czy to dziwne? Michał Ślesicki, z prokuratorskich - podał mi rękę i, ku mojemu zdziwieniu, usiadł nie naprzeciwko, lecz tuż obok mnie. Szukałam w pamięci jego nazwiska, lecz nie mogłam skojarzyć, skąd znam te szarozielone tęczówki oraz dołeczki w policzkach, ujawniające się tylko podczas uśmiechu. - Ach!- Przypomniałam sobie.- To ty wpadłeś na adwokackie z zapytaniem, gdzie jest Grigorij! - Grigorij?- uśmiechnął się, znowu, a ja, jak głupia smarkula, poczułam mrowienie na plecach. - Ten, od prawa karnego. Wygląda jak ten z „Czterech Pancernych”, nie zauważyłeś? - Zaśmiałam się serdecznie i spoglądając znad głowy Michała zobaczyłam zbliżającą się kelnerkę. - Co chcesz?- spytał szybko. - Ja… - Raz miętową, raz różaną na gorąco poprosimy - wyrecytował szybko, a Olga, jak nazwałam w myślach kelnerkę, przypominającą dorodną Rosjankę, zapisała wszystko w małym notatniku i odeszła. - Skąd wiedziałeś, że lubię różaną? - Nie wiedziałem, sugerowałem się instynktem. Cieszę się, że trafiłem. – Odpowiedział rozbawiony. Nagle poczułam palącą czerwień na policzkach. - Ja… Michał, nie przedstawiłam się. Sam pewnie mnie nie kojarzysz. - Zawstydziłam się na chwilkę. - Maria Rozwadowska. - I zamrugałam oczami podwójnie, jak to miałam w swoim zwyczaju. Pewnie śmiesznie to wyglądało. - Tak, masz rację, nie kojarzyłem. Teraz będziemy się znać.- Uśmiechnął się. „Cholera, jak on na mnie działa! Dopiero co zerwałam z narzeczonym, a czuję się zdolna do wszystkiego.” - Widziałeś całą sytuację? - Zauważając, że wyciąga z kieszeni marynarki paczkę Dunhilli, również zapaliłam. - Jaką sytuację? - Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. - Nie rób z siebie głupa! - Zaśmiałam mu się dymem w twarz. - Chciałem być delikatny - Usprawiedliwił się ze śmiechem. - A tobie chyba już przeszła złość, co? - Człowieku, przez dwa lata spotykałam się z pedałem, nic o tym nie wiedząc. Szczęście, że nie studiujemy razem, wyobrażasz to sobie?! Zaśmiał się głęboko, zaciągając petem. - Daj pociągnąć.- Bez słowa podał mi fajkę, a ja pozwoliłam, by ciężki dym podszedł aż pod żołądek. Oddałam papierosa również bez słowa. - Chcesz może?- Zaproponowałam swojego. On tylko spojrzał pogardliwie, po czym powiedział: - Slimy?- Popatrzył na paczkę.- Mentolowe?! - jego śmiech przeszył mnie na wylot. Zamilkliśmy na chwilę, dopalając papierosy, gdy Olga przyniosła czekoladę. Upiłam trochę z pucharka, po czym popatrzyłam na Michała. On spojrzał na mnie i wpatrując się kurczowo w moje usta i nos, wybuchł niepohamowanym chichotem. - O co ci chodzi?- Fuknęłam, udając obrażoną. - Po prostu masz płatek… Tutaj.- Dotknął zagłębienia między nosem a wargami, a ja poczułam się odrobinę zmieszana, choć też i szczęśliwa… - Dziękuję.- Odpowiedziałam miękko, a chwilę potem, niewiele myśląc, dodałam: - Może zmienimy miejscówkę? Michał odpowiedział mi tylko śmiechem, po czym wyszliśmy z restauracji i skierowaliśmy się moim samochodem w stronę rynku Starego Miasta. Dwadzieścia minut później już siedzieliśmy w znanej knajpie, wypełnionej ludźmi, którym najwyraźniej święta były wybitnie nie w smak. Popijaliśmy wermuta. Michał niestrudzenie zabawiał mnie anegdotkami z wydziału prokuratorskiego. - Tak w ogóle - zaczęłam, trzymając kieliszek przy ustach - coś ty robił na Szpitalnej? - Dziewczyna ze mną zerwała, kilka dni temu… Zaszła w ciążę z innym, gówno mnie nawet obchodzi, z kim. Barman w pijalni to mój kumpel, pomagałem mu, by zapomnieć chociaż na chwilę. Byłam porażona. On był w takiej samej sytuacji jak ja! Wiedziałam, że chociaż udawaliśmy zadowolonych i obojętnych, bolało nas tam, w środku. Przesiedzieliśmy w knajpie kilka godzin, aż się ściemniło. Nie byliśmy pijani, choć kilka kieliszków wermuta i dwie kolejki żurawinowej Finlandii dały o sobie znać. - Michał…- wyszeptałam powoli. - Chodźmy do mnie. Po jego minie widziałam, że wiedział, o co mi chodzi. Czy tego właśnie chciałam, chcieliśmy? Czy dzień przed Wigilią był odpowiednim dniem na jednoczesne zerwanie z narzeczonym, odejście od dotychczasowego, nudnego życia i rozpoczęcie nowego, które mogłabym zacząć seksem z Michałem Ślesickim? Uznałam, że to potrzebne. Nawet jeśli miałabym tego żałować aż do grobowej deski. - Gdzie mieszkasz?- Spytał, gdy wyszliśmy z knajpy. - Na Muranowie. To całkiem niedaleko, ja…- Nie dał mi dokończyć. Wziął mnie na ręce i zaczął biec jak szalony. - Ty wariacie! Gdzie idziesz?! - zaczęłam okładać jego barki pięściami gdy dotarło do mnie, że idziemy w przeciwną stronę, a on tylko się śmiał, aż w końcu i ja dołączyłam do niego. - Do mnie… - Dobrze.- Wyszeptałam prosto w jego usta. Gdy dotarliśmy do jego kamienicy, Michał z niecierpliwością otworzył drzwi mieszkania. - Michał…- Szepnęłam, tuląc się do niego i ulegając jego ustom coraz bardziej… - Ciii…- odpalił papierosa, a dym z pierwszego zaciągnięcia wpuścił prosto w moje usta.- Nie potrzebne nam są słowa. Po chwili poczułam, jak położył mnie na zimnym łóżku. Byłam świadoma tylko dwóch rzeczy - tego, że pościel jest satynowa i gładka oraz tego, że w pokoju panuje niezwykle przyjemny półmrok. Zachłanne ręce Michała chciały poznawać moje ciało odrobinę zbyt łapczywie; nie pozwoliłam na to. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się wątpliwości. Czy aby na pewno dobre robię oddając się urokowi chwili? Powinnam być teraz u babci, rozmawiać z nią o Wigilii, cieszyć się z przyjazdu rodziców i kuzynostwa, a co robię? Tracę resztki godności z Michałem Ślesickim! - Przestań tak rozmyślać!- Nakazał mi zaborczo, a ja poddałam się mu z lekkością szmacianej lalki. *** Poczułam się lekko obolała. Otworzyłam oczy i zasyczałam cicho, a po chwili usłyszałam, jak Michał przekręca się na prawy bok, tyłem do mnie. Nie chcąc go obudzić, podniosłam się na ramionach, rozejrzałam uważnie po pokoju, w którym nadal panowało przyciemnione światło lampy. Mój wzrok skierował się na elektroniczny zegarek stojący na biurku. 7:18. Wigilia Bożego Narodzenia. Co mam robić? Postanowiłam wstać z łóżka, ubrać się i zrobić kawę. Podniosłam się nie wydając z siebie żadnego dźwięku, po czym ubrana tylko w bieliznę wyruszyłam na poszukiwania swoich ubrań. Jak wydedukowałam po chwili, były gdzieś dobrze schowane. Nie chciałam szperać w szafkach Michała, więc poszłam od razu do łazienki w nadziei, że znajdę jakąś starą, zapewne spraną koszulkę. Nie pomyliłam się. Od razu rzuciła mi się w oczy czerwona koszulka leżąca na pralce. Wzięłam ją do ręki, rozpostarłam i zobaczyłam wielki złoty herb Manchesteru United. Mimowolnie zanurzyłam w niej twarz i zakrztusiłam się intensywnym zapachem, który tak dokładnie pamiętałam z poprzedniej nocy. Na myśl o tym, co robiliśmy w jego sypialni, aż się zaczerwieniłam. Założyłam koszulkę. Była na mnie przydługa, sięgała do połowy uda. Wyszłam z łazienki cicho, na palcach, a w drodze do przestronnej kuchni zajrzałam do sypialni. Michał spał. Wyglądał jak mały, niegroźny urwis. W kuchni od razu włączyłam ekspres i naszykowałam pierwsze dwa kubki, które rzuciły mi się w oczy. Kuszona przez żołądek zajrzałam do lodówki, w której - ku swemu zaskoczeniu - znalazłam zadziwiająco dużo jedzenia. Jak nie u faceta. Pochyliłam się nad lodówką i wzięłam z pudełeczka kawałek serka feta. Nagle poczułam się głupio. Grzebię obcemu mężczyźnie w lodówce! Zamknęłam ją szybko i podeszłam do ekspresu, w którym zdążyła się już zaparzyć kawa. Przy urządzeniu stały bambusowe deski, na których zamierzałam zanieść aromatyczny napój do sypialni. Kuszący zapach rozniósł się po całej kuchni; westchnęłam głęboko i biorąc deskę, na której postawiłam kubki, skierowałam się do sypialni. Michał nadal spał. W białej pościeli wyglądał kusząco. Stanęłam w wejściu do pokoju, oparłam się o framugę i wpatrywałam się w niego uporczywie. Ten chyba czuł mój świdrujący wzrok na sobie, bo jak na komendę zaczął przecierać oczy. Podniósł się na ramionach, popatrzył na mnie nieprzytomnie, lecz po chwili się uśmiechnął. - Co za piękny widok - wymruczał.- Kobieta, w dodatku taka, United i kawa. Czego chcieć więcej? Nagle przypomniałam sobie o kawie. - Właśnie, Michał, kawa. Wypiję ją i będę musiała uciekać.- Wydukałam bardziej do siebie, niż do niego i postawiłam deskę na nocnym stoliku.- Jesteś zły za koszulkę? Nasze spojrzenia się spotkały. Po chwili piorunowania się wzrokiem, poczułam, że muszę mrugnąć. - Przegrałaś.- Dotknął moich bioder i zbliżył swoje usta do moich.- Teraz będziemy kończyć to, co zaczęliśmy wieczorem. Nie miałam odwagi ani ochoty kwestionować. *** - Coś taka zła?- Prababcia Julianna najwyraźniej była bardzo zadowolona, że zostałyśmy tylko we dwie do sprzątania stołu po kolacji w dzień świętego Szczepana.- Maryśka, co się dzieje? Boże Narodzenie to twoje ulubione święto, a ty nie odezwałaś się słowem, nawet nie próbowałaś przedrzeźniać wujka Ryszarda. Zamyśliłam się. Co mam jej powiedzieć? „Babciu, przespałam się z człowiekiem, którego nie znam, i nie dość że nie zrobiłam tego raz, to jeszcze sprawiło mi to przyjemność? „ - I jeszcze jedno - babcia spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.- Chyba nie sądzisz, że uwierzyłam w twoją bajeczkę o tym, że Filip musiał jechać na konferencję? W święta, do cholery?!- babcia udawała złą, wiedziałam to. Tak naprawdę to chyba nigdy nie lubiła Filipa. - Babciu…- wzięłam głęboki oddech.- Filip ze mną zerwał. Gejem jest. Pedałem. Lubi mężczyzn. Kocha inaczej. Po prostu… - Kochanie, wiem kim są geje, mimo że jestem stara.- Zaśmiała się babcia.- Ale wiesz… Nie chodzi mi tylko o to.- Nachyliła się konspiracyjnie.- Gdzie spałaś w noc przed wigilią? A może powinnam spytać… Z kim spałaś? Nawet nie próbowałam zaprzeczać ani pytać, skąd wie. Postanowiłam opowiedzieć jej wszystko od początku. - Ładny chociaż?- Trzymała w dłoni papieroska, którym coraz to dzieliła się ze mną. - Babciu, jest zabójczy- prawie to wykrzyczałam.- Szkoda, że więcej się nie spotkamy. - Skąd wiesz?- mrugnęła do mnie.- No już, malutka, kładź się spać! Prababcia miała rację, było przed północą. Skoczyłam szybko do łazienki, po czym wpełzłam pod cieplutką kołdrę najszybciej jak się dało. Sprawdziłam jeszcze godzinę - 00:18. Osiemnaście po już zawsze będzie kojarzyło mi się z Michałem, jego koszulką, gorzką kawą i całym jego domem, w którym pachniało Dunhillami. Chociaż wiedziałam, że nigdy więcej tam nie pójdę, postanowiłam oddać się przez chwilę sferze marzeń. Michał, koszulka, kawa, Dunhille… Nagle, gdy już powoli marzenia ustępowały miejsca snowi, usłyszałam wibracje komórki leżącej na nocnym stoliku. Zamglonymi oczami ujrzałam tylko nieznany numer, lecz postanowiłam odebrać. - Dobry wieczór, tu Maria Rozwadowska, jeśli to coś pilnego, zostaw wiadomość.- Naśladowałam automatyczną sekretarkę i już miałam nacisnąć magiczny czerwony przycisk, gdy usłyszałam: - Maria? Cześć, pamiętasz mnie? Michał. Ten głos poznałabym wszędzie, nawet z ogromnej odległości. - O cholera! - Wyrwało mi się. - Jesteś tam?!- Głos mężczyzny był mieszaniną rozbawienia i zdziwienia. - Jakoś tak wyszło…- kompletnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. - Posłuchaj, ja wiem, że… Maria, ja wiem, że tęsknię. Czy dałabyś się zaprosić na czekoladę? - Bezpośredni, jak zawsze - rzuciłam zgryźliwie. - Kobieto, szalałem bez ciebie przez całe święta, a ty czepiasz się cech mojego charakteru?! - Być może tak musi być. – „Jezusie nazareński, dlaczego zawsze mówię bez zastanowienia?!” - Trudno. Będziesz musiała się przyzwyczaić, skoro będziemy razem. Jutro o czternastej, tam gdzie zawsze. Dobrej nocy!- zakończył rozmowę, zanim dał mi dojść do słowa. Nieważne. Skoro mamy być razem…