Deklaracja dostępności
Gabriela Łukasik - kategoria młodzież - proza - wyróżnienie
"Kraina czarów..." - Nie możesz! - Ale... - Spojrzała w górę, wprost na twarz swojej matki. Załkała cicho, wpatrując się w nieugiętą kobietę. Splotła palce z przodu, czując jak pierwsze łzy spływają jej po policzkach. - Niszczysz je... - wyszeptała. - Alicjo, posłuchaj... - Poczuła lekkie muśnięcie palców na swoim ramieniu. Odtrąciła rękę rodzicielki. - Nie! - Wykrzyknęła. - Nawet to chcesz mi odebrać?! - Zacisnęła bezradna dłonie w pięści. Cofnęła się o krok. - Dla ciebie żyłabym tylko w klatce, prawda? Nie mogę marzyć, nie mogę... Ja... Chciałam tylko tam pojechać, zobacz je, całe. Błyszczące. Nic więcej... - Wyszlochała. Zacisnęła dłonie na guzikach swojej koszuli i spuściła wzrok. - Dlaczego? - Uniosła błękitne, smutne oczy wprost w jej rozgniewane. - Dlaczego chcesz mi to odebrać, skoro wiesz, że nic więcej mi nie pozostało? - Alicjo... Posłuchaj mnie. - Nie wiedziała. Po prostu nie miała pojęcia, jak z tym dzieckiem rozmawiać. Bała się. Czuła strach, którego nie mogła opisać. Nie chciała się z nią kłócić, nie chciała deptać jej marzeń. Niczego tak nie pragnęła, aby widzieć w końcu uśmiech na twarzy swojej córki. Tak jak dawnej. Teraz stała przed nią spłakana, odsuwała się od niej. - Nikt nie chce ci nic odebrać. - Powiedziała spokojnie. - Jednak wiesz, że nie możesz wyjeżdżać nigdzie po za miasto... - Wy tego chcecie! Ja nie! - Otarła wierzchami dłoni łzy. Czuła się bezradna wpatrując się w dziecko. Nie mogła nic zrobić. Nic. Tak jakby straciła z nią jakikolwiek kontakt. W chwili wypadku Alice marzyła tylko o jednym wiedząc, że niedługo sama przestanie istnieć. Przestała mówić o czymkolwiek innym. Wszystkie tematy obiegały się do jednego. - Umrę, prawda? - Alicjo, nie... - Skoro tak, to dlaczego nie pozwalacie mi zrobić tego o czym marzyłam? Jedną jedyną rzecz, nic więcej... Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa.. proszę... - Zobaczyła w tych oczach nadzieję. Sama nie mogła tym razem odpuścić. Nie chciała już się kłócić. Nie chciała, aby jej córka ją znienawidziła. Westchnęła cicho. - Dobrze. - Z trudem powstrzymała łzy, napływające do jej oczu. - Pojedziesz tam... tylko... - Dziękuję! - Poczuła ciężar dziewczyny na swoich ramionach. Uśmiechnęła się lekko. Jedna chwila radości w jej oczach, jeden uśmiech. Tyle przynajmniej chciała zobaczyć wypisane na jej twarzy. Uścisnęła ją mocno. Tylko o tym mogła marzyć, nie powrócą już dawne wspomnienia. Przyszłości już nie będzie. Wtuliła twarz w jej włosy, pozwalając łzom spokojnie spływać po policzkach. ~*~ Założyła na uszy słuchawki, nie chcąc już słyszeć cichych szeptów z tyłu. Miała tego serdecznie dość. Nie podda się, nie teraz. Choćby nie wie co. Nie złamie się. Wycierpiała już dużo, począwszy od fałszywych współczujących spojrzeń, po obgadywanie za plecami. Teraz się nie da. Wszyscy mówili, snuli swoje teorie, jednak nikt... Zupełnie nikt nie przyszedł do niej i nie powiedział: Hej, co tam u ciebie? Odwrócili się do niej plecami, jakby była jakimś bezwartościowym śmieciem. Przyjaciele... Bzdura! Spojrzała na widok zza okna autokaru. Czuła szczęście. Bariera po części została zniszczona. Jej matka pozwoliła jej, to było najważniejsze. Nie musiała już dłużej się z nią kłócić. Mimo to... Płakała, kiedy autobus odjeżdżał. Nie lubiła tego. Nienawidziła ludzkich łez, szczególnie jeśli pojawiały się przez nią. Westchnęła cicho. Miała piętnaście lat, do licha! Każdy rodzic powinien trochę zaufać swojej córce. Zamknęła oczy opierając się czołem o szybę. Podwinęła kolana pod brodę. Życie bywa różne, czasami toczy się po naszej myśli, czasami splata nam figle z uśmiechem. Była ciekawa jednego... czy kiedyś życie postawi przed nią coś, za co będzie mogła mu dziękować? Coś co będzie z nią na zawsze i wszędzie, coś co pocieszy, kiedy będzie płakała, pomilczy, kiedy będzie milczała. Tego potrzebowała. Spojrzała za szybę autokaru i westchnęła cicho. W uszach wciąż brzęczały jej ciche nuty piosenki. Za niedługo dotrze do celu. Tylko kilka minut, dzieliło ją od szczęścia. Widziała szybko przemijających ludzi, samochody ich wyprzedzających, ptaki gdzieniegdzie przelatujące nad niebem. Jednak miała wrażenie, jakby życie nagle zwolniło. Zatrzymało się w miejscu. W żaden sposób nie mogła ruszyć tej karuzeli, pozostało czekać, ale na co? To pytanie nie dawało jej spokoju. Zamknęła na chwilę oczy. Miała wszystko. Przyjaciół, szczęśliwą rodzinę... Wszystko. Jednym ruchem straciła to wszystko. Uśmiech losu. Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że siedzi przed nią on. Z szerokim uśmiechem na ustach, figlarnym spojrzeniem. Śmiejąc się wciąż powtarza... Raz, dwa, trzy... baba jaga pat... rzy! Zacisnęła dłonie w pięści. Nagle ocknęła się czując jak autokarem coś zatrzęsło. Otworzyła oczy i ściągnęła z uszu słuchawki. - Witam was moi mili! - Spojrzała w stronę mężczyzny który wsiadł do autokaru. Zamrugała oczami. Kapelusznik? To pierwsze co jej przyszło do głowy. Mały kapelusz na głowie i jasno brązowa marynarka, a pod nią fioletowa koszula. Szeroki uśmiech na twarzy. Wpatrywała się w niego oczarowana, nawet nie zauważyła, jak podekscytowani uczniowie, zaczęli już wychodzić. - A ty? - Ocknęła się. - Dlaczego nie wysiądziesz? - Ja... no... już... - wymamrotała chwytając plecak i narzucając go na ramiona. - Jak ci na imię? - Mężczyzna ustąpił jej. Spojrzała jeszcze raz w jego zielone oczy. - Alicja... - Alicja, tak? Zatem, Alicjo zapraszam cię do nas... - Skłonił się lekko. Wiedziała, że śni. Była tego pewna, ale dlaczego to wszystko było takie realne? Podbiegła w stronę wyjścia. Śnię. Na pewno śnię, nikt w tych czasach nie ubiera się w kapelusze... chyba... Nie no na pewno nie! Nagle stanęła zaciskając mocno palce na rurce. Spojrzała w głąb autobusu. Pusto. - Przesuń się! - Wylądowała na drzwiach, jęknęła cicho czując ból na lewym ramieniu. Rozpoznała głos, chłopaka ze swojej klasy. Poprawiła torbę na ramieniu i wyszła z autokaru. Po wypadku wszyscy ją skreślili. Uznali za coś innego, albo po prostu nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Lepiej traktować ją było jako niewidzialną, niż troszczyć się o nią. Prościej. Przecież i tak niedługo zniknie z tego świata, więc dlaczego mieli by zajmować sobie nią głowę? Zacisnęła mocno usta i sięgnęła po swoją walizkę. Szalony Kapelusznik. Uwielbiała tą bajkę. Jej matka także, dlatego nazwała ją Alicją. Podobało jej się to, od dziecka opowieść o Alicji z krainy czarów dawała jej szansę na życie. Przeżyła dzięki temu dziesięć lat, niestety po wypadku, już nic nie dawało jej nadziei. Przeklęła w duchu i poszła za resztą grupy do hotelu. ~*~ Zasady... Jęknęła w duchu. Spojrzała na swój ledwo tknięty obiad, skrzywiła się i odsunęła talerz od stołu. Chyba nikt nie zauważy, jeśli wyjdę... Przemknęło jej przez myśl. Odsunęła krzesło od siebie i wstała. Nagle poczuła jak obraz przed oczami jej ciemnieje, czuła, że drży. Coś było nie tak, wiedziała o tym. Zacisnęła ręce na obrusie, chcąc utrzymać równowagę. - Alicjo? - Usłyszała głosy. Chciała coś powiedzieć... - Alicjo! Chciała... ~*~ - Odpocznij mała - usłyszała cichy szept. Coś zaskrzypiało, delikatne kroki na podłodze i drzwi zamknęły się za nieznajomym. Gdzie jestem? Co ja tu robię...? Otworzyła oczy, czując jak jej ciało negatywie na to reaguje. Leki ból przeszedł jej po kręgosłupie. Jęknęła. Rozejrzała się po jasnozielonym pokoju. Jedną ręką odkryła kołdrę, a drugą podparła się aby usiąść. Bolała ją głowa, nie wiedziała co jej jest... nie potrafiła tego odgadnąć. Westchnęła, nabierając w płuca dużo powietrza. - Miauu... - Otworzyła szeroko oczy, spoglądając przed siebie. - ... Kot? - Wyszeptała, wpatrując się w małą białą kulkę siedzącą przed nią. Zwierze pokazało wszystkie swoje ząbki i znowu zamiauczało cichutko. Wyciągnęła rękę w jego stronę, chcąc pogłaskać małego przybysza. Zniknął jej z oczu zanim zdążyła cokolwiek zrobić. - Poczekaj! - Wykrzyknęła odrzucając kołdrę na bok i stawiając bose nogi na zimnej podłodze. Z początku zakręciło jej się w głowie, jednak utrzymała się na nogach i podeszła do drzwi. - Kocie... - Szepnęła cicho otwierając drzwi. Na korytarzach panowała ciemność, wszyscy już dawno poszli spać. Cisza i spokój... - Gdzie jesteś? - Powiedziała cicho. - Miauu... - Odwróciła wzrok w kierunku drugiej strony korytarza i zobaczyła znikający biały ogon. Przygryzła wargę i przeklinając na wszystko ruszyła za nim. Kot z Chesire... Jak to możliwe? Albo to zwykły zwierzak, tylko jej wyobraźnia, już splata jej takie figle. Przecież prawdziwy był fioletowy, on jest biały... Pokręciła głową zbiegając po schodach. Nie pozostało jej nic innego, tylko podążać za białą kulką. ~*~ - Gdzie ty mnie... - Stanęła z otwartymi oczami wpatrując się w rozciągające się morze w oddali. Kotek zamiauczał jeszcze raz. Nie przejmowała się nim. Ruszyła jak oczarowana w stronę nieruchomej tafli wody. Morze. Prawdziwe, błyszczące morze. Wyglądało tak samo, jak opowiadała jej babcia. Duże, ogromne... wielkie! Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Nigdy nie była nad wodą, nie mogła. Nie chodziła na baseny, musiała zadowolić się płytką wodą w wannie. Jednak... bała się. Od dziecka bała się zamoczyć nawet nogę z prawdziwej wodzie. Nikt nie mógł ją do tego przekonać, rodzice zresztą zgodzili się na taki stan rzeczy, kiedy kilka miesięcy temu chciała pokonać swój strach i weszła sama do basenu. Tylko zamoczyła stopę, poślizgując się znalazła się o krok od śmierci. Na szczęście strażnik zauważył ją i uratował. Niestety zbyt spanikowała, a samo jej serce zostało poważnie uszkodzone. Woda. Marzyła, aby kiedyś jej dotknąć, bez strachu, bez lęku. - Alicjo... - Usłyszała cichy szept za sobą. Mały cień mignął jej przed oczami. Kot zatrzymał się tuż przy nadchodzącej fali, jeżąc się, kiedy krople wody dotknęły jego futerka. Zatrzymała się. Czuła, jak serce wali jej jak oszalałe. Miała niespokojny oddech. Wielkie, głębokie morze... - Alicjo... - Poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Nie czuła. Miała wrażenie, że tam jest, ale jej nie było. Coś tylko musnęło jej ramię. Cichy śpiew wiatru odbijał się o jej uszy. Wstrzymała oddech i zrobiła kolejny krok do przód i kolejny. Fala ruszyła w jej stronę. Kiedy lekko dotknęła jej nóg odskoczyła od tyłu, zaciskając ręce na koszuli. Wzięła kilka wdechów i wydechów, aby się uspokoić. Ruszyła znowu. - Gilbercie? - Spytała cicho. W wodzie zauważyła cień mężczyzny. - Gdzie gąsienica? - Na twarzy Kapelusznika pojawił się cień uśmiechu. Spojrzał na nią smutnymi oczami. - Tam... - Wskazał palcem na niekończący się horyzont. - Czeka na ciebie, Alicjo... - A królik? - Spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami, pełnymi łez. Zacisnął wargi i otarł jedną z nich palcem. Chwycił kruchą dłoń dziewczyny i zacisnął na niej palce. - Czekają na ciebie... - Szepnął cicho robiąc z nią krok na przód. Przytuliła się do Gilberta i stanęła. Obserwowała, jak woda zbliża się do niej powoli, jakby nie chciała jej wystraszyć. Uśmiechnęła się lekko i zanurzyła stopy z zimnej wodzie. - Widzisz... - W jej oczach pojawiła się radość. - Gilbercie! Popatrz! - Zrobiła następny krok do przodu i kolejny. Usłyszała śmiech kapelusznika. Puściła jego ramię i pobiegła dalej. Ku horyzontowi.... ~*~ - Wezwaliśmy lekarza, jednak za późno... Zmarła z nocy, bardzo mi przykro... - Chcę ją zobaczyć... - Odsunęła mężczyznę na bok i wbiegła do jasnozielonego pokoju. Zamarła w pół kroku wpatrując się w ciało swojej córki. Nie mogła już powstrzymywać łez. - Przykro mi... - Jest mokra... - Wyszeptała podchodząc się do niej. - Tak... znaleźliśmy ją tak, my... - Uśmiecha się... - Powiedziała cicho spoglądając na twarz córki. Zacisnęła dłoń na jej ręce i przycisnęła ich splecione dłonie do policzka.