Deklaracja dostępności
Jerzy Fryckowski - kategoria dorośli - poezja - II nagroda
NIEBIESKA.ŚMIERĆ Pomaluj się ostatni raz i uczesz jak Dalida też przecież chcesz umrzeć w ciele Kleopatry bo patolog taki młody a strażak który wybił okno pachniał tak jak lubisz nauczyłem Cię zapijać tabletki bolsem przed każdym snem jadłaś mi je z ręki i uciekaliśmy na łąki pełne świerszczy pisaliśmy na brzozowej korze że kochać to znaczy czekać kilka autobusów wcześniej dworce nasze skromne jak to co miałaś pod sukienką co dało się zdjąć już w progu chwycić zębami i rozwiązać z zapałem maturzysty sto tabletek trudno popić trzeba wyjść z domu jak po chleb który sczerstwiał bo przez trzy dni nie zaglądaliśmy do kuchni *** Jestem jak przewalone drzewo podcinane błyskawicami przez lata łatwo podejść i owoc wziąć w usta jeszcze niedojrzały zielony cierpki grożący skrętem kiszek szybką jazdą na sygnale czeka na ślinę jak na deszcz bo to zawsze jakaś wegetacja i skórka się marszczy przez całą jesień a zimą długim soplem zwisa jak z choinki puka pchana wiatrem w oszronione szyby za którymi dłonie złożone do modlitwy o ciepło o nagość i zaufanie ustom w ciemności Potem jest „Krzyk” Muncha i usta pełne zdzieranej skórki z pomarańczy bo nikt już takiego przerażenia nie namaluje można go tylko usłyszeć za ścianą gdzie ojciec ślini się na córce a ja nie mam odwagi skorzystać z jakiejkolwiek komórki wpycham palce w uszy dziurawię strach przed silniejszym sąsiadem nienaturalnie pochylam głowę i własnymi udami zabliźniam dźwięk jestem dobrym sąsiadem nie donoszę że tylko ja w bloku płacę abonament EROTYK DLA POPRZEDNIKA Bohdanowi Urbankowskiemu Kiedy przyszła na peron płonęła jeszcze mieszanką waszych perfum pod zbyt szybko włożoną czapką mieszały się palce z włosami podstępnie oblizywałeś pot ostatniego pośpiechu gdy kończyła się hotelowa doba a pociągi ustawione w przeciwnych kierunkach grzały koła i ociekały znużeniem tych którym nie było dane zobaczyć Nie wspomniałeś ani słowem o stopach tak małych co nie potrafią przeskoczyć kałuży a przecież jest tak gorąca że śnieg dokoła taje Jak do niej dojść jak ona dobiegnie do mnie mokra tobą nasiąkająca teraz moim powitaniem odwilżą i staraniem kolejowych służb Boje się że zamarznie że na jej plecach zamiast siwych kwiatów szronu znajdę twoje sprytne palce odbite w masażu karku w skradaniu się pod pachami do piersi Wiem że na brzuchu rozbiłeś obóz aby ostatnim skokiem już bez tlenu zdobyć szczyt zamienić się w sopel sztywnieć w próbie każdego ruchu szukać kępek sierści legendarnego yeti i zasnąć do świtu do gwizdu lokomotyw do wycia odkurzacza gdyż sprzątaczka zaczęła wcześniej bo potem wesele Kocham się z nią już czterdzieści minut a ona ciągle powtarza Twoje imię chociaż w alfabecie dzieli nas tyle liter ile lat w dowodzie dopadam ją tam gdzie ty winda jak ocalenie góra dół góra dół i nikt się nie dosiada i nikt nie reklamuje winterfresh a sztywniejemy w krzyk zlizujemy siebie z luster brudzimy się szminka jak miesięczną krwią jest nam do twarzy z życiem